42. Coś w rodzaju wieczności (Christoph Ransmayr, Atlas lękliwego mężczyzny)
lutego 02, 2018
0
istota języka
,
literatura obca
,
mindfull
,
PISARZE
,
proza
,
Tłumacz tłumaczy świat
,
W zieloność
Christoph Ransmayr w Atlasie lękliwego mężczyzny (przeł. Jacek St. Buras) obmyślił eksperyment tyle ekscytujący, co (prawie) niewykonalny - rozpisał istnienie według porządku przestrzennej, kartograficznej partytury. I to życie, jego zagadka i esencja, są wiecznie towarzyszącym lekturze basso profondo. Każdy z rozdziałów to osobny głos, wariacja na tej sam temat, moduł misternej fugi. Żadna z historii nie udziela odpowiedzi, żadna nie przynosi ulgi. Po prostu stawia swoje pytanie i pozostaje w nim zawieszona. Nie przez przypadek napisałam o "wiecznym towarzyszeniu", bo książkę Ransmayra traktuję jako zbiór mantr, ćwiczenia patrzenia, doznawania i odchodzenia.
Czułem zimno ziemi, ucisk chłodnych kamieni na piersi, i widziałem jak grzmiący cień samolotu mknie po zboczu, gdy nagle ujrzałem, jak z wysokiej na palec wyschłej kępki trawy gramoli się tuż przed moimi oczami chrząszcz. Prawdopodobnie przy nieudanej próbie wzlotu zaplątał się obiema parami skrzydełek między leżące w poprzek źdźbła i rozpostarł teraz, znalazłszy się wreszcie na otwartym terenie, swoje szmaragdowozielone, błyszczące górne skrzydła, aby za pomocą leżących pod nimi błoniastych skrzydełek poprzecinanych czanymi żyłkam wznieść się w powietrze. Obojętny na wszystko, co działo się w tym opanowanym przez samolot myśliwski i jego cień świecie, gdzie tytani rozdeptywali takich jak on, nawet tego nie zauważając, odfrunął, zatoczywszy łuk tak blisko mojego ucha, że odgłos jego lotu zdawał się docierać do mnie nawet przez ryk myśliwc (rozdział Nalot (Boliwia), s. 68).
Drobiazgowo opisywany świat (a autor pokazuje prawie wszystkie zakątki ziemi "od pól polarnych aż po równik" - jak pisał Brodski) odsłania się za każdym razem inaczej, w innych gestach i spostrzeżeniach, choć wszystkie obrazy łączy wspólna konstatacja. Człowiek u Ransmayra pozostaje niezmiennie (wiecznie?) rozpięty między światem i przyrodą. O ile perspektywa świata określa jego pozycję (uwidacznia się w pojedynczych rytuałach, zachowaniach czy stroju, determinując tym samym wszystko czym jest), o tyle całe jego istnienie krystalizuje się dopiero w momencie żywego, świadomego dotknięcia przyrody. Tak, jakby człowiek stawał się dopiero w świadomym doznawaniu widoku. Ransmayr powtarza ten gest tak często, że trudno nie myśleć o książce w kategoriach atlasu-elementarza uważnosci. Atlas lękliwego mężczyzny akcentuje jednak nie samo powtarzanie podobieństw istnienia, ale jego nieskończoność, projekt, który nie może mieć celu ani końca. Najważniejszym warunkiem jest samo podglądanie, które w istocie prowadzi do próbowania śmierci, chwilowego przymierzania się do nieistnienia.
Pisarz zamyka każdą historię w kapsule kilku stron, choć zawsze w innym kontekście, w innej kulturze, w innej wrażliwości. Powaga istnienia "staje się" widzialna w momencie zawieszenia, w sekundzie konteplacji, bo tylko wtedy znikają wszelkie określniki. Im bliżej podpływa zjawiskowe oko wieloryba (Karaiby), im głośniej krzyczy przestraszony paw (Indie), tym szybciej znika perspektywa człowieka. Zaciera się groza nalotów, strzałów, wojny, niebezpieczeństwa, głodu, chorób, coś je unieważnia i pokonuje. Za każdym razem to, co wymusza zatrzymanie, samo jest znikome i chwilowe, ledwie zapamiętywalne. I właśnie w tym kruchym i nietrwałym (zdarzeniu, zwierzęciu, drugim człowieku) ocierającym się o nasze istnienie tkwi sedno.
Najważniejszą puentę przynosi autor, który nie dopisuje ani słowa do swoich epifanii, szerokim łukiem omija pokusę rozstrzygnięć. Pozostawia człowieka (i zwierzę) w samotności, każde odchodzi w swoją stronę. Nigdy więcej się już nie spotkają, bo osobno "pełzną ku zniknięciu" (s. 105).
Najważniejszą puentę przynosi autor, który nie dopisuje ani słowa do swoich epifanii, szerokim łukiem omija pokusę rozstrzygnięć. Pozostawia człowieka (i zwierzę) w samotności, każde odchodzi w swoją stronę. Nigdy więcej się już nie spotkają, bo osobno "pełzną ku zniknięciu" (s. 105).
A pojedynczym westchnięciom, skrzypnięciom wiosłek i szelestom traw nadał nazwy wybitny tłumacz książki, Jacek St. Buras. Znakomity przekład, wybornie esencjonalny język, wszystko sączące się w tempie opowieści. Pozytywka milknie, ale cud tekstu trwa.
Książka nad książkami!
Książka nad książkami!
Christoph Ransmayr, Atlas lękliwego mężczyzny, przeł. Jacek St. Buras, Biuro Literackie, Stronie Śląskie-Wrocław 2016, ss. 334.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz