66. Nie chcę być dzisiaj niczym, a jutro zobaczymy (Jorgos Seferis, Dni 1941-1956, przeł. Michał Bzinkowski)

 


    Mogłabym napisać jedno zdanie: Dzienniki Jorgosa Seferisa to arcydzieło gatunku. Wymieniłabym je  jednym tchem obok diarystyki Alberta Camusa, Virginii Woolf, Eliasa Canettiego, Sándora Máraiego, Sylvii Plath czy Andre Gide'a. Poetyka, wyobraźnia i wrażliwość autora budują literaturę najwyższej próby, a w dodatku wszystkie zapisy osadzone są głęboko w kulturze Grecji, jej krajobrazach, przeszłości, polityce i literaturze.

Polskie wydanie jest pierwszą i najszerszą edycją Dzienników, autor pisał je niemal całe życie, towarzyszyły mu w najtrudniejszych momentach (także podczas pobytu w Ankarze, w Egipcie i w Południowej Afryce), gdy wszystko, co usiłował tworzyć zależało od aktualnej polityki w kraju. Tom składa się z Dni (zapisy z lat 1941, 1946, 1947, 1948, 1949, 1950, 1951), Dziennika lewantyńskiego (1941-1944) oraz Zgonu  imperium (1953-1956). Idea publikacji dzienników stała się pod koniec życia Seferis niemal obsesyjna, bo zadbał o zdeponowanie pilnie strzeżonych zeszytów u przyjaciela, Athana Anagnostopoulosa, by ten wydał je po angielsku w Harvard University. Seferis nie dożył publikacji, bo sytuacja w Grecji nie sprzyjała prezentacji dzieł dowodzących swobody intelektualnej. Greckie wydanie ujrzało światło dzienne dwa lata po śmieci autora.

    Czytelnicy Dni bez trudu dowiedzą się, jakie okoliczności towarzyszyły powstawaniu poszczególnych tomów, bo polska edycja jest opatrzona znakomitym Wprowadzeniem Waltera Kaisera oraz obszerną notą biograficzną poprzedzającą Dziennik lewantyński. Rozsianie faktografii i odnajdywanie nowych tropów w kolejnych fragmentach dzienników zmienia tę książkę w lekturę niemal archeologiczną. Idąc za głosem Seferis i śledząc jego uwagi, uzupełniane w dodatku obszernymi cytatami z jego wierszy (nota bene wydanych niedawno w osobnym tomie dzięki staraniom wrocławskiego Kolegium Europy Wschodniej), adres bibliograficzny załączam poniżej), możemy uczestniczym w wielkim spektaklu erudycji i talentu Seferisa.


Autor łączy w swoich zapisach wielkie przywiązanie do ojczyzny. Wielokrotnie odnotowuje zmiany krajobrazu, podkreśla, jak ważne są dla niego greckie skały, odcienie morza, regularnie pływa i wiosłuje. Natura staje się też często punktem odniesienia, gdy komentuje aktualne wydarzenia. O przyjacielu, Nanisie, pisze np.: "Przydusili go wszystkim, gdy tylko przybył do Grecji. Był jak korek podskakujący w porcie pośród wyrwanych wodorostów i skórek od melonów" (s. 110). Oprócz nieustającej tęsknoty za morzem, planowania i przygotowywania tekstów (w tym także długiego szkicu o Kawafisie) oraz uwag dotyczących życia codziennego znajdujemy w Dniach także opisy trudów przeprowadzek do kolejnych placówek dyplomatycznych (Seferis pracuje jako ambasador i traktuje tę pracę, jak można sądzić, jako ucieczkę od nastrojów totalitarnych w Grecji). Bycie włóczęgą w niepewnych czasach idzie, o dziwo, w parze z niegasnącym zachwytem, głębokim przekonaniem o wyższości sztuki nad nędzą polityki, o wyjątkowym statusie bycia Grekiem, który już w chwili narodzin jest człowiekiem wiecznym, bo przynależy do wieczności. Obok zdumienia nad światem mamy także lęk przed chorobami i operacją nerki, samoobserwację ciała, piękno zatok i nabrzeżnych miast, laudacje na cześć Morza Śródziemnego, ale także brud uwikłania w świat skorumpowanych krytyków, wątpliwych towarzyszy artystycznej drogi.

Dla smaku przytaczam dłuższy fragment z 1943 roku i fragment jego wiersza Ariadna.

Poniedziałek, 11 września

Morze puste, bez mebli, jak dom z czterema nagimi ścianami. Niekiedy z tylko jednym statkiem, aż po horyzont wypełnione kędzierzawymi stadami. Morze, które nie należy do nikogo (słowo, które przynosi ci ulgę), które jest tak słone, jak należy (nie jak Morze Martwe). Nocą czasami fosforyzuje, jak nagle rozerwany czarny jedwab, który pozwala, by pokazało się trochę białego ciała. Potem zachodni port; małe łódki, manewrujące niczym mrówki, między wielkimi statkami; flagi i chorągiewki, które zmieniają się w słońcu polerującym aluminium balonów zaporowych, gdy wznoszą się i opadają, i przemieszczają z pyskiem rekina w kagańcu (s. 318-319).



 

Ariadna

Piękne były twoje usta i lubiłaś oliwki

które gryzłaś; czerwień brunatny i czerń

mieszają się dobrze, gdy dłoń wyciąga się ku pętli

i puszcza wolno psa zająca byka.


I lśnią zwierzęta gorące w zamkniętym dniu

i wszystko razem sploty warkoczy i ściśnięte ciała

zęby w jeżynach i cierniste krzewy

i palce głaszczące światło jak węgorza (s. 89) 


Dni nie powstałyby bez wybitnego talentu tłumacza, Michała Bzinkowskiego, który rzeźby zdania w marmurze.
Lektura obowiązkowa, od razu wziąć ołówek do zakreślania i dać sobie dużo czasu na lekturę. 


J. Seferis, Dni 1941-1956, przeł. M. Bzinkowski, Gdańsk 2019.
J. Seferis, Król Asine i inne wiersze, przeł. M. Bzinkowski, Gdańsk 2020..

Link do rozmowy na temat Jorgosa Seferisa i jego poezji:






Zdjęcie Jorgosa Seferisa pochodzi ze strony: https://www.zeszytyliterackie.pl/jorgos-seferis-delfy/
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 dyskretny urok drobiazgów , Blogger