27. Z mgły i z zamyślenia (Philip Larkin, Zimowe królestwo)


To już kolejna książka wydana przez Biuro Literackie w serii "Klasyka z Europy". I kolejna okazja do ucztowania na najlepszej porcelanie. Larkin przemyca w niej całą swoją młodzieńczą delikatność. Co chwilę zmienia narzędzia: kilka minut pisze piórem, a potem porzuca je na rzecz węgla i tuszu. Mistrzowsko wtapia swoją zimową, przenikniętą wojną historię miłosną w czarno-białe, drzeworytowe tło. I w oszałamiająco lirycznych krajobrazach pozwala niespiesznie toczyć się historii, która właściwie nie chce finału, nie dąży do radykalnych rozstrzygnięć, pobrzmiewa w pamięci i pozwala sobie na zacieranie się pamięci, niejasności.

W Zimowym królestwie osią historii są dzieje znajomości Katherine (prawdopodobnie mieszkanki Niemiec, może Żydówki?) i Robina (Anglika). Oboje wymieniają korespondencję, po której nastaje pamiętne lato pierwszego spotkania, nudy, ekscytujących dni poznawania Anglii i objeżdżania na rowerze wyspiarskiej inności. Między śniadaniami, tenisem i wiosłowaniem w dzikiej Tamizie rodzi się coś, co drąży ich oboje. Larkin nie definiuje, nie podtyka gotowych rozwiązań, ale za to zsyła bohaterom wojnę, zawirowania, odcinanie się od rodziny, ucieczkę z kontynentu, pustkę i samotność małego miasteczka, a w końcu pracę w prowincjonalnej bibliotece (wątek biograficzny). Losy przeplatają się, uczucia znajdują adresatów i biegną dalej, by zawracać i zmieniać swoje znaczenie.

Powieść napisana we mgle i dla mgły. Przepięknie, misternie przełożona przez Jacka Dehnela. Widzę Go, gdy pochylony nad każdym zdaniem co chwilę zagląda na lewą stronę tekstu i sprawdza, czy na jedwabnej podszewce nie widać supełków. Ale nic nie wystaje. Linia drobnych listków i owoców w naróżniejszych kolorach nici trzyma się znakomicie. Widać i słychać w tym przekładzie czas i mnóstwo przestrzeni, w której język mógł swobodnie rozłożyć skrzydła. 


Czytałam Zimowe królestwo latem, zachwycona opisami zaśnieżonego miasteczka i rytuałów zwykłego życia, które łaknie odmiany. Trzeba powtórzyć tę lekturę w dzień wielkiej śnieżycy.

Dla wszystkich rozsmakowanych w najlepszych angielskich powieściach, lubiących powolne tempo narracji, przystających przed każdą wystawą przydawki i przysiadających na dworcowych ławeczkach dialogów w stylu Virginii Woolf.

Philip Larkin, Zimowe królestwo, przeł. Jacek Dehnel, Biuro Literackie, Stronie 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 dyskretny urok drobiazgów , Blogger