51. Skowyt naczyń połączonych (Justyna Krawiec, Chłód)


Gdzie się podziały poetki? Tu są! Odprowadzają wzrokiem czwarty śnieg tej zimy prosto w przepaść.

Można Chłód Justyny Krawiec rozpisać według klucza materii i dźwięków. W pierwszym znalazłyby się wszystkie przemiany wody, topnienie lodu, deszcz, sypiący śnieg, wysychanie i wilgotnienie. W drugim byłoby słychać ciszę przenikniętą skowytem udręczonych zwierząt, które przechodzą od wiersza do wiersza, zmieniając tylko sylwetki (raz milczy kot, raz wyje pies). Podwójność świata, który z jednej strony jest namacalny, bolesny, powleczony nadczułą skórą, a z drugiej niemożliwy do objęcia i przeżycia, staje się wyzwaniem dla poezji. Ta poezja lubi notowanie, jej narządem jest oko obserwujące przez szkło (najczęściej szybę), porą dzień, gdy czeka się na powrót, ulubionym przedmiotem zegarek, a scenerią  -zaśnieżona Łódź. 

Popołudnik


lipiec za chwilę zmieni czas na przeszły.
jest ciemniej, robi się chłodno. marzną mi palce
i coraz turdniej trafić w klawisze, podmieniam słowa,
talerze, nasze ubrania na czyste, ciebie też podmienili
kto to zrobił?

jest 20.30, siedzisz w pracy i być może właśnie teraz
dopasowujesz części. trzy sekundy na część, a mnie
nie wystarczył cały dzień, żeby znaleźć nowy sposób na strach.

wszystko jest przewidywalne: wracasz, pada deszcz.
szybki zastrzyk życia w sztywne od przerzedzonej krwi żyły i już.
leżysz na brzuchu, oddycham pod twoim obojczykiem,
bardziej przerażona niż zwykle.
(s. 8)

---------------------------------------------------------------------------

O stracie

od dziś ciemniej. zginął świat dający się opowiedzieć.
w pokoju martwa natura - zwinięty w fotelu koc, książki
ułożone do góry grzbietem, dym wypływający z popielniczek.
slow motion, którym ktoś mnie złośliwie naznaczył.
chodzę tu tak cicho, jak chodzi się przy zmarłym -
z głęboko schowanym oddechem.

szanuję ten stan. nie mówię o nim
dużo. beznamiętnie składam raporty,
chociaż nie mam komu.
(s. 32)

------------------------------------------------------------------------

Inny świat


jeszcze są we mnie wiersze i świat inny od tego,
który znasz. w nim drzewa rodzą się od razu
duże i martwe. nie siada na nich żaden ptak, wszystkim
połamałem skrzydła. dla pewności, że ktoś ze  mną
zostanie.

nie wpuszczam tutaj nikogo. jestem ostrożna. chwile
nieuwagi są nad ranem, kiedy jestem zbyt pijana,
by pilnować słów, a one są kluczem.

mój świat jest głuchy i ślepy, nie reaguje na bodźce.
nie rozpoznaje cię i dlatego nie odpycha. możesz poruszać się
swobodnie.

jestem inna. urodziłam się cicha i czarna.
niezdolna do odchodzenia. mam źle zrośnięte ręce,
przyciśnięte do boków. jeszcze nie wiem, jak skończy się
wiersz, ale czuję to światło.
(s. 35)

----------------------------------------------------------------------------------------

Nad wszystkim czuwa kobieta, która wykuwa wiersze w lodzie. Ceną istnienia w przestrzeni mieszkania jest wytracanie siebie, niknięcie, "kruszenie ramion", a w końcu zupełna pustka. Ona pozostanie po kimś, kogo zbyt długo toczyła zima, kto trzymał pod poduszką nóż, kto był zbyt świadomy plam i zacieków po własnym ciele. Życie toczyło się gdzie indziej.

Być może mogłaby uratować miasto, ludzi na przystankach, rozpędzone auta, pikujące jaskółki, ale krzyk lirycznej narratorki zawsze tłumi szklany klosz. Otwiera usta, ale okrzyk do nikogo nie dociera. Zrobiła więc rysę, żeby wydostać się z siebie wierszem.


Justyna Krawiec, Chłód. Biblioteka Arterii 2008-2011, Łódź 2011, tom 12, ss. 38.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 dyskretny urok drobiazgów , Blogger