2. --- Mango, małpa i chana dal --- (Rana Dasgupta, Dehli. Stolica ze złota i snu)
"Najbardziej literackim owocem jest mango"
"Delhi ma poszarpany rodowód; na jego spalonej ziemi rodzą się sieroty"
"Delhi ma poszarpany rodowód; na jego spalonej ziemi rodzą się sieroty"
R. Dasgupta, Dehli. Stolica ze złota i snu
H. tańczyła kathak (klasyczny styl tańca indyjskiego).
H. miała w Indiach narzeczonego (dzisiaj męża).
H. uwielbiała kuchnię indyjską i chciała ją poznać w praktyce.
Miałyśmy małą książkę kucharską z przepisami kuchni indyjskiej. Postanowiłyśmy zrobić wszystkie, od początku do końca. Pierwszym smakiem, którego nie zapomnę, była chana dal: pikantna, aromatyczna uczta kolorów (ciecierzyca, kolendra, pomidory, mleko kokosowe i garście przypraw). To są te dania, które je się z zamkniętymi oczami.
Nasze życie w odległym kraju szybko nabrało upragnionego rytmu. Rano jechałyśmy na zajęcia, potem H. tłumaczyła, a ja zbierałam w bibliotece materiały do doktoratu. W porze obiadu szłyśmy do kuchni i odtwarzałyśmy drobiazgowo każdy najmniejszy niuans smaku. H. je znała, bo była już w Indiach i miała okazję brać udział w prawdziwych ucztach. W dodatku przywiozła z Delhi całą torbę oryginalnych korzeni, ziaren, herbaty (na chai) etc. Wieczorami oglądałyśmy filmy i zdjęcia. Chodziłyśmy do sali ćwiczeń, żeby mogła zachować swoją formę. Bardzo szybko okazało się, że nasze życie kręci się wokół Indii.
Potem rozjechałyśmy się w dwie strony Polski. H. do Chorzowa, ja do Poznania. Kupiłam swoją własną książkę kucharską, szafki kuchni wypełniły się przyprawami, a każdego gościa częstowałam chai-em (robionym na mleku i doprawianym różowym pieprzem).
Indie zaczęły się od smaku, ale w naszych rozmowach nie zabrakło długich godzin poświęconych Indiom, których nie widać w folderach reklamowych. Indiom, o których nie mówi się na co dzień. O rodzinach biznesmenów pozostawionych na prowincji, o braminach, o hierarchiach, o podziałach między kobietami i mężczyznami, o rytuałach i życiu świątynnym, o dzielnicach, do których nikogo nie zawiezie riksza, o atakujących mieszkania małpach, o chłopcach przynoszących do domu filiżankę z herbatą, o kupowaniu owoców, o kilkudniowych podróżach w deszczu, o nieskończenie długich pociągach, o chorobach towarzyszących porze deszczowej, o Delhi nocą, o prawdziwym życiu tam, które H. szybko poznała, bo wyjechała do Delhi.
Przez osiem lat rozmów transkontynentalnych brakowało nam ksiażki, która zebrałaby to wszystko, która pokazałaby Indie z wielu stron.
I doczekałyśmy się.
Delhi Rany Dasgupty to jedna z tych książek, które się śnią, o których się nieustannie myśli, wraca do poszczególnych rozdziałów i poleca wszystkim zaprzyjaźnionym czytelnikom. Przejmujące historie (każdy rozdział jest osnuty wokół jednej, dwóch narracji, każdy otwiera nowy temat). Wspaniały przekład Barbary Kopeć-Umiastowskiej.
Powiedzieć "warto", to nic nie powiedzieć.
PS Książka walczy o Nagrodę im. R. Kapuścińskiego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz