25. Argentyński mrok powozi nowelą (Mariana Enriquez, To, co utraciłyśmy w ogniu)

To, co utraciłyśmy w ogniu Mariany Enriquez to książka "zasysająca". Wszystko w niej jest przeniknięte czarną magią, tajemnicami zakazanych dzielnic i rozgrywa się gdzieś za ołtarzami dla pogańskich bóstw na tyłach supermarketów. Pisarka nie daje zbyt wiele czasu na oswajanie się z krajobrazem i nastrojami każdej z nowel, wrzuca Czytelniczkę i Czytelnika prosto w mroczną gardziel. A tam, pośród śliskich macek fabuły i śluzowatych zwrotów akcji, czeka wielka czarna dziura literackiego horroru. Kto czytał Juana Rulfo i zna meksykańskie smaki zaświatów, kto nie zaniedbał Edgara Allana Poe, będzie się czuł wybornie. Wszystko wypływa z latynoskiej wyobraźni, trąci najjędrniejszym Marquezem i Carpentierem. Pisarka umie znakomicie pisać i z dziką, jak się wydaje, satysfakcją, lubi odurzać wywarami swojej wyobraźni. 

W powieściach - a w tym przypadku w "nowelach grozy"- kluczowy jest niedosyt. A Enriquez figluje z zamkniętymi oczami. Biegniemy przez slumsy Buenos Aires, mijamy dom zjadający dziewczynkę, mroczną wodę wypluwającą żywych zmarłych, potwornego kota-karła trzymającego surowe mięso w swoim przeklętym domu, podpalone kobiety recytujące w metrze straszliwe biografie nieszczęścia i znikających mężów. Trzeba się uważnie przyglądać widmowym postaciom, bo każda niezagojona rana to znak i ślad.
Opowieść zwykle zaczyna się niewinnie, ale wystarczy jedno zdanie nieuwagi i już jesteśmy w gęstym jądrze zjawisk nadprzyrodzonych, nadwzroczności i nadczucia. Finały brawurowe, gęsia skórka gwarantowana! 

Wyborna lektura w świetnym tłumaczeniu Marty Jordan!

Marina Enriquez, To, co utraciłyśmy w ogniu, przeł. M. Jordan, Czarna Owca, Warszawa 2017, ss. 232.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 dyskretny urok drobiazgów , Blogger