59. Litery podwodnego alfabetu (Krzysztof Środa, Srebro ryb)
Czytam mniej, bo gorzej znoszę zawody. Częściej wyławiam cuda z tylnego rzędu, bliżej mi teraz do prozy sprzed trzydziestu lat niż do współczesnej. Lektury toczą się między "Chirurgiczną precyzją" Barańczaka (poczytajcie na głos, można odmłodnieć, choć się niby zna i wie) a "Nagim sadem" Myśliwskiego. Zdań płytkich i pisanych na kolanie nie chcę. I książek szybkich nie chcę. Może to jesień, a może coś innego. Dlatego trafia tutaj mniej książek. Ale dzisiaj chcę polecić książkę, z którą można pochodzić, z którą można się pobić, poobmyślać sobie.
"Srebro ryb" nie zaskoczy nikogo językiem i frazą, bo Krzysztof Środa pisze pięknie. Umie dobrze umocować obraz, tak przytroczyć do wyobraźni, że się trzyma długo. Umie zmienić nastrój, umie popaść miękko w melancholię i lekko wyjść do zwykłoty. Dla mnie ten zbiór esejów o rybach (szczupak, płoć, leszcz, pstrąg potokowy, okoń, jazgarz, ukleja, lin, sum, sieja, miętus) jest przede wszystkim eurydycyjną - choć liryczną - medytacją o śmierci, o traceniu.
Ten przedziwny atlas ryb powstaje na pograniczach ludzkiego świata, blisko wody lub w wodzie, a najczęściej na nabrzeżu. Środa udowadnia, że w pisaniu chodzi o pytanie, a w pytaniach o brak puent. Że swoje trzeba przechodzić, że trzeba zgody na odchodzenie, na mijanie.
Woda jest przejrzysta, ale nawet jej gładkie lustro zwykle skrywa więcej, niż pokazuje. Łatwiej zobaczyć w nim odbicie nieba i przelatujących ptaków, niże podejrzeć życie toczące się po jego drugiej stronie (s.13).*
Jeśli ktoś zna się na rzeczy, może pewnie wyobrazić sobie, jak wygląda toczące się pod przysłowiowym lustrem wody nieme życie, dajmy na to, płoci, okoni, szczupaków i węgorzy. Ale nigdy nie będzie miał pewności. Litery tego alfabetu, nie dość że niezrozumiałe, są na dodatek ukryte (s. 18).
Ten przedziwny atlas ryb powstaje na pograniczach ludzkiego świata, blisko wody lub w wodzie, a najczęściej na nabrzeżu. Środa udowadnia, że w pisaniu chodzi o pytanie, a w pytaniach o brak puent. Że swoje trzeba przechodzić, że trzeba zgody na odchodzenie, na mijanie.
Jaką rolę odgrywają w tym myśleniu ryby? Są trochę powodem snucia narracji, praprzyczynkiem do rozważań o związkach między człowiekiem a zwierzęciem. Historie pojedynczych gatunków, wzbogacane świetnymi cytatami z historycznych wydań książek dla wędkarzy i ichtiologów wód słodkich, przeradzają się we wspominki o zmarłych, o pasji łowienia, a stąd już blisko do pytań o jedzenie mięsa, o rybią i ludzką nieśmiertelność.
Dobrze jest pójść za pytaniami Środy, pozwolić sobie na piękny język i pozderzać go z refleksjami o naszym stosunku do ciała, rybich głów, wędek, haczyków i krwi.
Pan Górka przebił drutem szczękę szczupaka, zamknął agrafkę i zszedł na brzeg kanału. Drugi koniec sznurka zawiązał wokół własnej nogi na wysokości kostki. Kucnął i zabrał się do pracy. Znał się na tym.
Szach, szach. Faktycznie szło mu szybko. Mimo że cały czas coś gadał. Kiedy ryba była już wypatroszona i czysta, obciął jej głowę. Było po wszystkim. Ale on nie przestawał mówić. Własna opowieść wciągnęła go tak bardzo, że zapomniał o przywiązanym do nogi sznurku. Ruszył pod górę z rybą w jednej ręce i nożem w drugiej. Za nim podskakiwała w trawie ciągnięta na agrafce głowa szczupaka (s. 8).
Dobrze jest pójść za pytaniami Środy, pozwolić sobie na piękny język i pozderzać go z refleksjami o naszym stosunku do ciała, rybich głów, wędek, haczyków i krwi.
Jeśli medytacja, to literaturą, w której obok płetw i palców łuski, usta, serce.
Duch opowieści nadpływa rybim okiem, patrz.
Krzysztof Środa, Srebro ryb, Czarne, Wołowiec 2019, ss. 179.