14. Książki na resztę dni (Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem)


Marcin Wicha po raz drugi (niczym krawiec ze szpilkami w ustach) zdejmuje miarę z odchodzenia. Za pierwszym razem (Jak przestałem kochać design, 2015) książkę otwierała scena projektowania urny dla ojca. Wraz z myśleniem o formie Autorowi przypominał się prawie cały świat polskiej grafiki, sylwetki twórców i eksploratorów form bardziej pojemnych. Wśród wielu różnych puent pojawiło się wtedy przeświadczenie o pozostaniu samotnym, ale z cudno-gorzkim dziedzictwem wiedzy o możliwych kształtach świata, eksperymentalnych liniach i konturach. 

Tym razem Wicha pakuje mamę. Książki po mamie. Likwidowanie księgozbioru to zamykanie całego wszechświata dawnego życia i mniej lub bardziej bolesne uświadamianie sobie nowego stanu, w którym dominuje "nieczynność", a może raczej "unieczynnienie" wszystkiego, co kiedyś żyło, uczestniczyło w istnieniu, budowało je, stało się tłem zdjęć. Porządkowanie woluminów, które bezwględnie opuszczą mieszkanie i przeglądanie książek "do zostawienia" uruchamia serię przypominających się króciutkich epizodów z niemal całego życia. Pomiędzy kolejnymi anegdotami (walk o książki, walki o gust, brania się na łby z ludźmi, szastania babciną czułością, bycia po swojemu, ratowania fatalnych dni lekturami na mroczne i świetliste okazje) można - co udowadnia Wicha - bardzo dużo opowiedzieć, a nawet wygadać się, oddać, zrzucić z siebie trochę "swojego", zapisać domykanie życia w formie nieuklepanej na siłę, nieuładzonej, intuicyjnej. 

Nie wiem, czy łatwo byłoby znaleźć równie intymną książkę, która zatrzymuje tajemnicę chorowania i śmierci dla siebie, choć przecież prawie co chwilę o niej mówi. 
Nie wiem, czy łatwo byłoby znaleźć książkę, która byłaby tak znakomicie wyważoną biografią opowiedzianą książkami właścicielki. Biografią bez udziwnień. Szczerą, więc ascetyczną. Precyzyjną, więc niemal nagą.
Nie wiem też, czy wielu jest Autorów tak świetnie naprężających rejestry języka (od ironii do trzeźwego, bolesnego namysłu), żonglujących obrazem, ale bez cyrkowej śmieszności, bez zupełnie niepotrzebnego patosu, bez niedźwiedzia na sznurku. 

Rzeczy, których nie wyrzuciłem czyta się z przeczuciem dotykania czegoś cudzego, niezwykle prywatnego, ale bardzo wspólnego. Bo po każdym z nas zostaną półki i rzeczy do oddania.
Książki do oddania i te na resztę dni bez.



Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem, Karakter Kraków 2017, ss. 183.  


2 komentarze:

  1. Kinga, uwielbiam Twoje recenzje, są wartością same w sobie, a ta jest wyjątkowa bo zapewne i książka jest warta takiej recenzji..Na pewno ją przeczytam. Dziękuję Ci za ten blog, czerpię z niego i czytam ksiązki, które polecasz. Twoje recenzje to zawsze przedsmak tego, co w nich znajduję. Tak trzymaj. Pozdrawiam. IzaU

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie dziękuję! Bardzo się cieszę, że pisanie o czytaniu i książkach bez sztafażu naukowego przynosi radość, że można napisać zwyczajnie: bez przypisów, bez odwołań (tak jak na co dzień). Gorąco ściskam Gdańsk!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 dyskretny urok drobiazgów , Blogger