9. Krajobraz pisany szeptem (Natasza Goerke, Tam)



"Rododendron jest dla Nepalu tym, czym dla Polski orzeł, 
tyle że orła trudno wpleść we włosy" 





Tam Nataszy Goerke to unikatowy reportaż o Nepalu.O Nepalu osobistym i oswojonym (Autorka ma tam swój drugi, a może pierwszy dom), o Nepalu zrujnowanym trzęsieniem ziemi (opisanym na początku książki), o Nepalu turystów, o Nepalu wspinaczy, o Nepalu podróżników.

Najciekawsze jest jednak to, o czym Goerke nie pisze, a co dowodzi jej wielkiej subtelności i szacunku dla miejsca. Autorka nie sugeruje, że Katmandu, do którego pojechała jeszcze w latach '80, zanim Nepal stał się upragnionym celem turystów, jest już własne, zajęte i podporządkowane jej życiu. W reportażu świat mnichów, rykszarzy, taksówkarzy, sprzedawców pozostaje więc oddzielony ledwie wyczuwalną linią od przybyszów, czyli ludzi, którzy pamiętają dzień przybycia w te strony.
Być może wynika to ze zżycia się z filozofią Wschodu, a może to wrodzona, dyskretna obecność Autorki. 

Jej pisanie wydaje się niemal bezszelestne, stawiające sobie za cel pisanie nienaruszające świata. 
To jedno z wielkich osiągnięć tej książki, a może to znak prawdziwego, dogłębnego dotknięcia Nepalu.

*
Przytoczę tylko jeden, dłuższy fragment. W nim widać cały świat Tam.


"Wyobraźmy sobie, że mamy dom z ogrodem w takiej, dajmy na to, Bukowinie. I że kiedy myjemy się właśnie pod pompą, do naszego ogrodu wtacza się znienacka grupa przebranych za krakowiaków i górali turystów z Nepalu. Turyści są zachwyceni naszym rustykalnym wdziękiem, wyjmują telefony i zaczynają robić zdjęcia: nam, jak myjemy pachę, naszej małej córke, jak na golasa ugania się za motylkiem (...). Po chwili, zanim cokolwiek zdołamy powiedzieć, turyści ci - nie bacząc na swe nowiutkie kierpce i pawie pióra w czapkach - rozpiegają się niczym stado lajkoników po grządkach sałaty, piszczą na widok bocianiego gniazda, zatykają sobie za uszy pączki naszych róż i zachwyceni rzucają się na krzew porzeczki. Objadłszy porzeczkę, wdrapują się na dach naszego domu i pośród suszących się tam spódnic i staników urządzają sobie radosny piknik. A potem zmęczeni słońcem przenoszą się do naszej sypialni, wskakują do naszego łóżka, zdejmują ze ściany drewnianego Jezusa na krzyżu i pozują do zdjęć: z krzyżem przy piersi, z krzyżem przy uchu. Na pożegnanie (...) odłamują kawałek klamki, żeby mieć pamiątkę z pobytu w Polsce i wręczywszy nam długopis i pięc złotych, wychodzą, zostawiając na podłodze ślady błota (s. 107)".


Pomiędzy opowieściami o podróżnikach, o historii Nepalu i uwikłaniu jego spraw wewnętrznych w ogólnoazjatyckie tendencje rozwoju, o świecie najuboższych, ale zawsze strojnych kolorową biżuterią biedakach, o zdobywaniu szczytów, o udzielaniu pomocy w najtrudniejszych tygodniach, o prostocie życia, pulsuje coś ulotnego, nieuchwytnego.

Podczas lektury miałam wrażenie, że mimo niezwykle pięknego, chirurgicznie precyzyjnego języka i plastycznej wyobraźni (tak dobrze znanej z wcześniejszych próz Goerke), ciągle pozostajemy po stronie tu. Autorka pisze tak, że nie zdajemy sobie sprawy z istnienia szklanego klosza dzielącego nas od obrazu. Szkło jest krystalicznie czyste, przenikają przez nie odgłosy i zapachy (wspaniałe passusy o woni jałowca), ale istnieje. Najlepiej ideę miejsc, o których marzymy i które nigdy nie będą nasze wyraził Czesław Miłosz, pisząc: "wejść tam nie można, ale jest na pewno".

Taki jest Nepal Goerke.

I niech taki Nepal śni się nam w nieprzespanym śnie czytelnika.




Natasza Goerke, Tam, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017.

(i Cecilia Bartoli - najlepsze mrugnięcie okiem w stronę czytelnika jakie znam)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 dyskretny urok drobiazgów , Blogger